[center][/center]
Wiadomo, ze po producentach, ktorzy istnieja na rynku od wielu lat, i za kazdym razem zalweaja nas porcja swietnej muzyki, nalezy sie spodziewac duzo. Kiedy mowa o nadchodzacym albumie, czasami wymagamy zbyt wiele. Cosmic Gate to marka, ktora wyrobila sie w swiecie trancu, jako jedna ze sztandarowych, i moze przez to tak bardzo czekalem na ukazanie sie tego albumu. Coprawda do daty premiery jeszcze troche czasu, lecz pokusilem sie na piractwo, zeby sprawdzic z czym bede mial do czynienia, jesli zdecycuje sie taki krazek zakupic. Na albumie znajdziemy 13 utworow. Czy ta trzynastka bedzie pechowa, okaze sie pozniej.
Pierwszy utwor wita nas dosc mrocznym intrem i charakterystycznymi dla Cosmic Gate ostrymi hi-hatami, do ktorych pozniej dolacza znajomo brzmiacy bassline. Mimo, iz track powstal we wspolpracy z bardzo eksploatowana Tiff Lacey, ktorej lata swietnosci minely jakis czas temu, wokal brzmi dosc dobrze, a linia melodyczna jest prawie genialna. Dlaczego prawie? Poniewaz nie bylo czuc powiewu swiezosci w tym breakdownie, a moglo to zabrzmiec o wiele lepiej. Mimo wszystko utwor na plus.
Kolejny track, zatytulowany "London Rain" spodobal mi sie na samym poczatku, oryginalnie pocietym wokalem, jednak Nic I Bossi niezbyt przylozyli sie do linii basowej, ktora brzmi niemalze tak samo, jak z pierwszego utworu. Nutka bardzo przypomina mi utwory ATB z albumu "Trilogy". Niesamowicie spodobal mi sie breakdown... Gdyby tak powstal Club Mix, z bardziej tanecznym zacieciem, byloby mi bardzo przyjemnie. Kolejny utwor na plus.
Czas na kolejny utwor, tym razem z debiutanckim wokalem Kyler England. Od pierwszych sekund do moich uszu docieraly cieple, przyjemnie brzmiace basy, a w rezultacie polaczone ze swietnym wokalem, wprawialy w ruch wszystkie moje partie ciala. Rowniez ta produkcja "na plus".
Dotarlismy do tytulowego utworu. "Sign of The Times", bo tak nazywa sie ten track, od poczatku specjalnie mnie nie powalil, zwykly przecietniak, az do bolu przewidywalny... Mogli sie bardziej postarac, osobiscie uwazam, ze tyulowy numer albumu powinien wyrozniac sie ponad wszystkie czyms wyjatkowym.
Poprzednia produkcje rekompensuje nam kolejna nutka. Breakowy latawiec, ze slodkim glosem Aruny plus ciekawe melo w srodku potrafia niezle zadzialac na psychike. Polecam przesluchac utwor od poczatku do konca, i gwarantuje kazdemu, ze od pierwszej do ostatniej sekundy bedziecie mieli ciarki na plecach. Jednym slowem: cudo.
Jestesmy mniej wiecej w srodku albumu. Czeka tu na nas utwor, ktory promuje album. Zwykle takie utwory szybko trafiaja do radia, gdzie zdobywaja miliony sluchaczy, ale o tym nie tutaj. Emma Hewitt znana jest przede wszystkim z "Carry Me Away", ktore powstalo przy wspolpracy z housowym producentem Chrisem Lake'iem. "Not Enough Time" ukazuje nowe oblicze Emmy. Anielski wokal, z meskim poglosem w refrenie, brzmi naprawde dobrze, lecz nic nie pobije wersji klubowej, brzmiacej o niebo lepiej od albumowego mixa.
Odetchnijmy na chwile od wokalu. "F.A.V." juz na samym poczatku skojarzyl mi sie z eurodancowym/eurotrancowym utworem, i mam dziwne wrazenie, ze potwierdza to breakdown. Utwor w przyszlosci zrobi furore, jako 'dancefloorkilla', wystarczy tylko poczekac.
Zmierzajmy dalej. Loop perkusyjny z "Trip To P.D." zabrzmial znajomo.. az za znajomo.
Jest bardzo podobny do moich wypocin z programu FL Studio (Nie chwalac sie oczywiscie hehe). Jedyne co ciekawe w tym utworze to breakdown, nic innego mnie nie porwalo. Taki dobry przecietniak, o ile tak to mozna nazwac.
Na krazku mamy tylko 3 produkcje z meskim wokalem. "Only Time" jest najlepsza. Dlaczego? Musicie tego posluchac, nie potrafie okreslic, do czego pasuje ten wokal. Utwor jest mniej trancowy, i swietnie, przez co album nie jest jednostajny.. Polecam przesluchac, bo naprawde jest co.
"Arctic Sunset" to zwykly, bezplciowy zapychacz... Nie ma w tym utworze nic Ciekawego, porywajacego. DNO.
"Body of Conflict" to chyba najlepszy utwor z Calej plyty. Niewinny wokal Denise Rivery powoduje Ciarki. Produkcyjny majstersztyk !
"Whatever" to kolejny zapychacz, tyle ze nie az tak bezplciowy... Ciekawa melodia, wydaje mi sie, jakbym ja juz gdzies slyszal. Na pewno lecialo w ktorejs z Audycji Global DJ Broadcast, jestem bardziej niz pewien.
Zblizamy sie do konca... Po tylu bitach, ktore wybrzmialy w moich sluchawkach, przyszedl czas na 'CzilAut'. Dobrze w tej roli sprawdza sie ostatni utwor, "Seize The Day". Dosc ciekawa warstwa wokalna, i spokojne, niejednostajne uderzenie.
I tak oto przebrnalem przez ten material. Wniosek nasuwa sie sam. Kilka genialnych utworow + kilka zapychaczy, tworzy calkiem nowa jakosc. Jak na Cosmic Gate srednio, album jak na nich jest zbyt spokojny... Nie zmienia to faktu ze to kawal dobrej muzyki, i warto bedzie posiadac ten Album w swojej kolekcji.
Mam nadzieje, ze komus bedzie chcialo sie to przeczytac chociaz.